
Dziewczynom, które do dyspozycji mają jedynie głos i gitarę jest dziś już chyba trochę trudniej przyciągnąć uwagę niż jeszcze pięć, lub dziesięć lat temu. Marissa Nadler to jednak niewiasta niestrudzona, wierna tejże klasycznej singer/songwriterskiej stylistyce, uparcie i udanie pracująca na utrzymanie gatunku przy życiu. I mam tu na myśli życie, a nie wegetację. Marissa równie dobrze mogłaby stać się kolejną Laną Del Rey królującą w stacjach radiowych słuchanych przez naszych rodziców. Tymczasem jej to najwyraźniej nie w głowie, gdyż muzyka obok magii i staroświeckiego czaru zachowuje także pierwiastek niezależności, dzięki któremu urodziwa brunetka nie przekracza niebezpiecznej linii. „Was It A Dream” jawi się niemal dream popem w akustycznym wydaniu, rozpuszczającym słuchacza w wokalnych harmoniach i topiącym go w wypracowywanym przez cały czas trwania klimacie.
zobacz również:
0 komentarze
Brak komentarzy